Przeżycia farmaceuty podczas walki z COVID-em. Polecam, warto przeczytać

Polecam, warto przeczytać. Przeżycia farmaceuty podczas walki z COVID-em

(udostępnione za zgodą):

 

"Moja historia COVID-19

(Długa. Dużo też rozważałem czy to napisać, ale ktoś może będzie miał ochotę przeczytać.)

Obecną sytuację w kraju oraz na świecie, te wszystkie lockdown'y i obostrzenia oraz ich słuszność pomijam specjalnie - to jakby inna historia.

SARS-CoV-2 istnieje.

COVID-19 istnieje.

COVID-19 może zabić.

Fakt, śmiertelność jest niska, ale .. to tylko statystyki.

Czasami myślałem czy akurat nie jestem w tym wąskim gronie wybrańców .. zwłaszcza z moimi kilogramami, wiekiem i niezbyt starannym dbaniem o zdrowie.

Jednocześnie byłem przekonany, iż mam wciąż silny (młody) organizm, gdyż chorowałem bardzo sporadycznie.

Listopad. Pierwsza styczność z wirusem. W pracy. Mimo tego nie miałem pewności czy go złapałem, czy nie.

Przyszedł grudzień. Organizm domagał się urlopu. Zapewne odporność osłabiona.

30 XII 2020r. - krótko mówiąc, nie był to Sylwester Marzeń. Czułem, że coś mnie bierze.

1-2 I minęły pod znakiem braku sił, bóli mięśni, senności, braku apetytu.

3 I mały przełom. Lepsze samopoczucie. Po weekendzie poszedłem do pracy. Niepotrzebnie, ale obowiązki itp. itd.

5 I po pracy już ścięło mnie z nóg. Doszła gorączka.

7 I najpierw teleporada lekarska, potem dodatkowo na miejscu - skierowanie na wymaz.

8 I wynik pozytywny. SARS-CoV-2.

Weekend - dochodzą duszności oraz lęki o bezdechu, brak snu.

W poniedziałek 11 I 2021r. trafiłem do szpitala.

Tego dnia zaczęła się moja walka...

Już na 2. dzień dostałem maskę tlenową. Zbyt niska saturacja. Na szczęście płuca na to reagowały, respirator nie był potrzebny.

Pierwsze dni w szpitalu to głównie strach i lęk. Nieodparte wrażenie, że śmierć jest tuż za rogiem. Bóg jeden wie ile razy wtedy myślałem, czy tak wygląda koniec? Czy to już?

Niedotlenienie nakręca różne myśli.

(Jak potem się dowiedziałem, śmierć pojawiała się, ale w innych salach, nawet po sąsiedzku, niespodziewanie - tylko my zamknięci każdy w swojej nie byliśmy tego świadomi.)

3. dnia diagnoza - około-covidowe zapalenie płuc. Początek. Może być różnie. (vide nawias powyżej)

4. dnia nastąpił mały przełom po podaniu leku p/wirusowego - poczułem się lepiej, ale wciąż potrzebowałem tlenu.

16 I - drugie zdjęcie rtg - płuca zajęte. Kolejny antybiotyk. Nie jest dobrze, ale nie jest najgorzej. Wciąż na masce tlenowej, ale bez respiratora. Nadal mogło być różnie.

Samopoczucie ulegało poprawie, stan zdrowia i parametry nie bardzo. Lekarze mówią, trzeba czekać. Udaje się robić pierwsze przerwy od maski tlenowej. Czas wlecze się niemiłosiernie.

22 I - poranny spadek saturacji, po nocy, płuca nie robią zapasu. Nie wiadomo czemu. Dwa bardzo trudne dni. Niepewność. Wraca lęk.

24 I - kolejny mały przeskok, ale znaczący. Saturacja drgnęła. Dowiaduję się, że lekarze i pielęgniarki odetchnęli. Idzie ku lepszemu?

25 I - angioTK klatki piersiowej potwierdza typowe covidowe zajęcie płuc - na szczęście jednak nie ma zatorowości. Trzeba czekać, aż płuca ruszą. Dochodzi steryd.

26 I - zacząłem kroczyć ku wyjściu, ale jakby ciągle w miejscu. Samopoczucie pikuje, wyniki niekoniecznie. Frustracja. Kolejny dołek. Szpital uczy cierpliwości i pokory.

29 I - przychodzi pierwsza konkretna poprawa. Zaczynam funkcjonować bez maski tlenowej, a co najważniejsze, również spać. Czyżby ostatnia prosta leczenia szpitalnego? Na horyzoncie wizja powrotu do domu. Lekarze jednak mówią - jeszcze tydzień. Chyba. Podcina skrzydła, ale walczyć trzeba. Już bliżej niż dalej.

1 II - stan się poprawia, samopoczucie też, zaczyna się odstawianie leków lub zmniejszanie dawek, lekarze zaczynają planować wypuszczenie. Widać powoli dom.

3 II kontrolne zdjęcie rtg płuc - decydujące o tym co dalej. Jest znaczący regres zmian w płucach. Dobre wieści.

Tego samego dnia, środa 3 II 2021r., lekarze decydują o wypuszczeniu mnie do domu. Do rodziny. Po ponad trzech tygodniach w szpitalu.

Nie wymagam już hospitalizacji, natomiast rozpoczynam rekonwalescencję. Najpierw w domu. W przyszłości też rehabilitacja (sanatorium). Trochę jeszcze pracy przede mną, ale na szczęście już nie zamknięty w szpitalnej sali.

Po wyjściu od razu czuć inne powietrze.

W końcu mogę w pełni odetchnąć .. a wbrew pozorom, to nie zawsze jest takie proste ani oczywiste.

Trzymajcie się zdrowo.. i uważajcie na siebie."

 

mgr farm. Marek Matysik